Sam tytuł już intryguje i przykuwa uwagę. Podobnie okładka - szorstka, prosta, ascetyczna. Jak Sońka.
Barwne zdania i baśniowy początek książki pogłębiają chęć poznania losów tytułowej kobiety. Historia (jakich wiele w powojennej literaturze) urzeka pięknem poetyckiej prozy, zdania poprzetykane słownictwem białoruskim poruszają wyobraźnię, wprowadzają kresowy klimat i nie pozwalają zapomnieć o losach skromnej Soni zwanej Białą, Kulawą albo Dobrą.
Punktem wyjściowym dla powieści jest spotkanie, zderzenie prostej kobiety z "miastowym królewiczem" Igorem, który "przybył z niewidzialnej dali, żeby wysłuchać, zrozumieć i pożegnać Sonię". Wspomnienia snute przez staruszkę dotyczą czasów wojennych, miłości, cierpienia, tęsknoty, są uniwersalne, a przez to jakże prawdziwe i sugestywne! Wraz z Igorem "jesteśmy w bajce (...) w bajce o życiu.
W innej konwencji życie jest nie do zniesienia". Niemniej jednak śledzenie historii Soni to trudna i wymagająca lektura; ból wyzierający z opowieści jest odczuwalny dla czytelnika, pozostawia ślad, podobnie jak twarz Soni, która "zstąpiła z ikony: brązowa, czerstwa, popękana, bez znaczenia i kłamstwa (...). Bo twarz Soni to twarz po prostu: widać, że coś przeżyła, widać, że coś marzyła (...)". Wraz z kolejnymi stronami książki twarz wiejskiej kobiety rozkwita pod wpływem wspomnień, a czytelnik zapada się w smutku i żalu nad jej losem.
Konstrukcja nowej książki Ignacego Karpowicza jest tak pomyślana, by ułatwić czytelnikowi wejście w świat bolesnej historii tytułowej bohaterki. Fabuła i wysublimowane wydanie utworu posiadają dużo pustych miejsc na "oddech" i "przestrzeń", tak potrzebnych, by ochłonąć po emocjonalnym i estetycznym wstrząsie. Rola Igora nie sprowadza się do biernego słuchania; to dzięki jego specyficznej recepcji opowieści Sońki, czytelnik odbierze ją jako swoisty teatr życia.
Przyznam się, że mój czytelniczy świat byłby ubogi bez "Sońki". Wysłuchajcie historii podlaskiej szeptuchy...
Rada: Smakować książkę zdanie po zdaniu. Nie pochłaniać w jeden wieczór.